Dzwoni telefon z samego rana o 12 w południe. Dopiero wstałem, jeszcze śpię, jedziemy na obiad. Ale ja jeszcze nie jadłem śniadania. Obiad na śniadanie może być, gdyż mój przyjaciel nie ma innej opcji, tylko o tej porze zabiera się za obiad, bo on już od kilku godzin w pracy. Jedźmy więc. Wybraliśmy się na dzika do LaMelisa. Mój przyjaciel lubi ten lokal, ja byłem pierwszy raz. Obsługa fachowa przy zamówieniu zwraca już moją uwagę – znają się na kawie, herbacie, jest dobrze. Zamawiamy więc zarówno lunch jak i deser – ja z kawą, przyjaciel z herbatą. Byliśmy jednymi z pierwszych gości, dlatego na każde dania, no może poza zupą, musieliśmy dość długo czekać. Kawa mi wystygła w każdym razie, gdyż wypiłem połowę ciepłej połowę po drugim daniu z dzikiem, już zimnej kawy. Nawet mój przyjaciel stwierdził, że dość długo czekamy, a on należy do tych spokojniejszych i bardziej cierpliwych. Rozumiem jednak, gdyż zapewne o 12 nie wszystko było jeszcze gotowe. Czas minął nam przyjemnie na rozmowie. Najpierw podano nam zupę fasolową, dość ciekawie doprawioną. Na drugie danie dostaliśmy kopytka z kawałkiem mięsa, prawdopodobnie duszonego dzika. Było to smaczne doświadczenie, jednak najdłużej będę pamiętał bezę Pavlova. Nie lubię bezy, ale ta z truskawkami zrobiła na mnie na prawdę duże wrażenie. Jest to specjalność zakładu z tego co pamiętam i całkiem słusznie. Restaurację odwiedzę zapewne jeszcze nie raz
Tags: FoodFest